Świąteczne przygotowania jak i same święta zabrały mi dużo czasu i dlatego prawie tydzień nie dodawałem żadnych nowych wpisów. Jednak już po nich i reaktywujemy blog, mam nadzieję że z większą częstotliwością, ponieważ za parę dni zaczyna się nowy sezon w wydawaniu anime i pojawi się dosyć sporo, krótkich opinii i pierwszych wrażeń z poszczególnych serii. Dzisiaj jednak, zapraszam was do mini recenzji klasyka i świetnej ''komedii'' jaką jest Dragon Ball.
Naszym bohaterom do kompletu smoczych kul pozostały tylko dwie z nich, a kolejnym miejscem gdzie prawdopodobnie znajduje się jedna z nich jest zamek ''Byczego Lucyfera''. Po 1 tomie wydawało mi się, że będzie on kolejnym przeciwnikiem, jednak okazuje się, że zna Zboczonego Pustelnika i dziadka Son Goku, a on sam był niegdyś uczniem tego pierwszego. Dodatkowo wie jak ugasić pożar okalający zamek za pomocą ''Wachlarza z Bananowca". Jako, że jego posiadaczem jest Zboczony Pustelnik, Son Goku wyrusza w poszukiwania egocentrycznego dziadka. Żeby dodać trochę humoru, okazuje się że Wachlarz został przypadkowo zalany i wyrzucony do śmieci, jednak Pustelnik oferuję swoją pomoc, w zamian za dosyć sprośną nagrodę. Nikt nie dowierza, że zwyczajny dziadek zdolny jest do zgaszenia tak obszernego pożaru w pojedynkę. Zdziwieni bohaterowie (w tym również ja), obserwują przemianę dziadka, a także jego specjalny atak, którym jest pewnie wszystkim znane Kame-Hame-Ha. Zboczony Pustelnik gasi pożar, dostaje swoją nagrodę, a nasi bohaterowie zdobywają kolejną kule.
W poszukiwaniu ostatniej Smoczej Kuli, wyruszają w dalszą podróż. Trafiają do nieznanego nikomu miasta, gdzie na pierwszy rzut oka widać, że wszyscy czują do nich respekt. Okazuje się, że powodem tego respektu, który bardziej przechodzi w strach, jest przebranie Bulmy. Strój króliczka Playboy'a, jest źle interpretowany, ponieważ mieszkańcy uważają drużynę Son Goku, za członków ''Gangu Królika'', który trzyma w ryzach całe miasto. Charakter naszego głównego bohatera powoduje, że bohaterowie podpadają gangu, a co za tym idzie, stają do walki z samym szefem. Posiada on komiczną moc, zamieniania ludzi w marchewki. Krótka konfrontacja, kończy się wygraną i odmienieniem Bulmy, a także wysłaniem całego gangu na księżyc, który według legend, jest miejscem królików.
Ostatnia przygoda jaka czeka naszych bohaterów w pierwszym tomie, w końcu dotyczy ostatniej kuli, a co za tym idzie przywołania Smoczego Boga. Jednak, żeby nie było za łatwo, wszystkie kule zostają skradzione, przez trzyosobową grupę złodziei, która chce wykorzystać je do swoich planów zawładnięcia nad światem. W celu odzyskania kul, nasi bohaterowie, do których zaliczam już Yamahę (chłopak, który cały czas deptał po piętach naszym bohaterom, również w celu pojmania kul), trafiają do bazy złodziei, którzy dzięki przygotowanej pułapce, wrzucają ich do izolatki, aby umarli z głodu i udaru słonecznego. Pilaf, bo tak nazywa się szef grupy złodziei, po uzyskaniu wszystkich kul, w końcu może przyzwać Smoczego Boga. Smok przybywa, jednak dzięki dwójce zmiennokształtnych pomocników Son Goku, życzenia Pilafa zostaje anulowane, na rzecz innego, przezabawnego życzenia (musicie to przeczytać sami, uśmiałem się). Po spełnionym życzeniu, bohaterowie dalej szukają drogi ucieczki z izolatki, jednak kiedy temat schodzi na aktualną pełnie księżyca, poznajemy ciekawą historię. Okazuje się, że Son Goku w noc pełni księżyca zamienia się w ogromnego wilkołaka (widziałem już gdzieś tą postać, jednak nie wiedziałem, że jest to Son Goku w innej postaci) i to on zabił swojego dziadka, oczywiście nieumyślnie. Jego sekretna moc uaktywnia się i tym razem i dzięki niemu, nasi bohaterowie opuszczają izolatkę.
Po tych wydarzeniach, każdy rozdziela się w swoją stronę, ponieważ kule, które na nowo zostały rozrzucone po świecie, zyskają swoją moc dopiero w przeciągu roku. Son Goku postanawia wyruszyć na wyspę Zboczonego Pustelnika, gdzie zamierza uczyć się pod jego okiem i pewnie tak jak mówi tytuł kolejnego tomu, dostaniemy coś na wzór turnieju sztuk walki!
Drugi tomik, również jak jego poprzednik nieraz wywołał u mnie niespodziewany śmiech. Dalej traktuję tą serię jak bardzo dobrą komedię, ponieważ jako takich walk jeszcze nie widziałem i myślę, że kolejny tom nieco w tej kwestii zmieni, ze względu na wspomniany turniej. Jedyną rzeczą, do której mogę się przyczepić, jest gwara Byczego Lucyfera i jego córki, która czasami mocno mnie irytowała. Wiem, że to konieczny zabieg przy translacji, jednak zwróciłem na niego uwagę. Ciągle cieszę się, że sięgnąłem po tą serię, którą można nazwać klasykiem i niecierpliwie czekam na lekturę kolejnych tomów, które mam na swojej półce. To wszystko na dzisiaj i oczekujcie na kolejną recenzję, tym razem serii animowanej, jaką jest mój faworyt z zimowego sezonu - Boku dake ga Inai Machi. Do zobaczenia!
Tytuł: Dragon Ball
Autor: Akira Toriyama
Wydawnictwo: J.P.Fantastica
Ilość stron tomu: 189
Format: B6
Moja ocena: 8/10
Link do sklepu: Tutaj
Co za wspomnienia, jak ja dawno tego nie czytałam :3 <3
OdpowiedzUsuńJakoś tak nostalgicznie się zrobiło...
http://mirella-view.blogspot.com/
Ja tak będę miał jak na nowo po paru latach wrócę do czytania od początku One Piece'a ;3
Usuń